

Max Holloway jest zadowolony z efektownej wygranej nad Justinem Gaethje. Hawajczyk nie uważa jednak tego zwycięstwa za najważniejsze w karierze.
Max Holloway zaimponował na gali UFC 300 kiedy najpierw świetnie rozpracował Justina Gaethje w stójce, a następnie w ostatnich sekundach walki zaprosił rywala do bitki na środku octagonu tylko po to by w iście epickim stylu posłać go na deski.
Mimo, iż Holloway docenia własny triumf nad Gaethje przyznał także, że zdecydowanie wcześniej w karierze odniósł zwycięstwo, które ceni bardziej i uważa je za najważniejszą wygraną w karierze.
Holloway wspomniał pierwszą walkę z Jose Aldo, do której doszło w czerwcu 2017 roku w Rio de Janeiro. „Blessed” uznał właśnie ten pojedynek za najcenniejsze zwycięstwo, ważniejsze nawet od spektakularnego nokaut w bitce o pas BMF.
– Ostatni nokaut musi uplasować się na drugim miejscu pośród moich największych osiągnięć. Pierwszym jest walka z Jose Aldo, pojedynek w Rio przeciwko „Królowi Rio”. To zawsze będzie dla mnie numer jeden. To, co wówczas robiłem wówczas w walce przeciwko Aldo było niebywałe. Wygrana nad Gaethje musi być numerem dwa.
Wygrana nad Jose Aldo zapewniła Hollowayowi pas mistrzowski UFC w kategorii piórkowej. Warto wspomnieć, że Holloway i Aldo zmierzyli się w rewanżu zaledwie pół roku po pierwszym pojedynku. W grudniu 2017 roku na gali w Detroit ponownie górą był Max, który po raz drugi udowodnił swą wyższość w trzeciej rundzie.