Polacy KSW

Polacy wykrwawiają się w drodze po pas, a nieaktywny emeryt z USA dostaje mistrzowską walkę z marszu

Bartosz Sobczak
0
Opublikowano: 26 stycznia 2023

Tomasz Romanowski, Adrian Bartosiński, Roman Szymański, Paweł Pawlak czy Robert Ruchała, to część z zawodników, którzy wykrwawiają się w drodze po pas często tocząc bratobójcze boje na najwyższym poziomie. Dlaczego zatem nieaktywny od ponad trzech lat weteran UFC po poważnej operacji kolana dostaje mistrzowską walkę z marszu?

Wszyscy widzieliśmy ile zdrowia kosztował Tomasza Romanowskiego pojedynek z Radosławem Paczuskim. „Tommy” wygrał dzięki czemu zyskał wymarzoną przepustkę do starcia o pas mistrzowski kategorii średniej. Trzeba jednak podkreślić, że tym samym Romanowski potrzebował, aż pięciu kolejnych zwycięstw do tego, aby mieć szansę walki o pas kategorii do 84 kilogramów.

Niepokonany Adrian Bartosiński ma na swoim koncie dwanaście kolejnych zwycięstw z czego cztery zanotował w klatce KSW. Śmiało możemy jednak do tego dorzucić dwie wygrane w programie „Tylko Jeden”, który przecież był organizowany przez federację. „Bartos” miał też wcześniej wygraną na FENie, więc podsumowując mamy tu siedem wygranych w bądź co bądź najlepszych polskich organizacjach MMA. Tyle właśnie potrzebował by wypracować sobie szansę stoczenia boju o najwyższe laury.

Roman Szymański w ostatnich pięciu latach przegrywał jedynie w walkach rangi mistrzowskiej. Mimo to zawodnik Czerwonego Smoka Poznań i Linke Gold Team wygrał sześć z siedmiu ostatnich walk i może się pochwalić passą czterech kolejnych zwycięstw. Nie musi to koniecznie oznaczać, że zaraz otrzyma title-shota bo wciąż nie doszło do pojedynku Ziółkowski vs. Parnasse, a ponad to Szymańskiemu skończył się kontrakt z KSW, o czym więcej pisaliśmy tutaj. Roman Szymański wypełnił kontrakt z KSW: „UFC? Chodzą mi takie myśli po głowie”

Do tego dochodzi Paweł Pawlak, który przyszedł do KSW jako mistrz Babilon MMA i zdołał wygrać trzy walki w okrągłej klatce w ciągu zaledwie 14 miesięcy. Jest także najmłodszy z całego grona wymienionych Robert Ruchała, który walczy w KSW od listopada 2020 roku i ma na swoim koncie pięć kolejnych zwycięstw w federacji.

Jasno zatem rysuje nam się wielka grupa zawodników, która wypruwa sobie żyły w klatce, wcześniej na treningach wylewając hektolitry potu tylko po to, żeby nagle pojawił się taki czy inny zawodnik zagraniczny, który lata świetności ma za sobą i dostaje title-shota z marszu. Pal licho gdyby był to Alistair Overeem, czyli żywa legenda sportów walki zawodnik, który z UFC rozstał się notując bilans 4-2 w ostatnich sześciu walkach, a do tego wygrał trzy miesiące temu pojedynek z Badrem Harim na gali GLORY w Arnhem.

Myślę, że nikt nie doczepiłby się gdyby KSW spróbowało sięgnąć po Bena Rothwella, który ostatnio próbował swych sił w BKFC. Rozumiemy, że przez wzgląd na sytuację polityczną może być ciężko o ściągnięcie zawodników ze wschodu jak Alexey Oleinik, notabene weteran KSW który stoczył łącznie cztery walki w polskiej federacji na galach KSW 8 i KSW 9.

Przecież są też i organizacje jak Bellator czy Rizin gdzie Martin Lewandowski, współwłaściciel KSW wielokrotnie wspominał o tym, że ma dobre kontakty zarówno ze Scottem Cokerem jak i Nobuyukim Sakakibarą, więc można by się pokusić o zaproszenie jednego z ciężkich z tych organizacji do Polski.

Potrafimy zrozumieć, a i inni zapewne również że jak do federacji trafia naprawdę solidny zagraniczny zaciąg to taki fighter z jednego czy drugiego „transferu” do KSW czasem stoczy jedną walkę, a czasem od razu wskoczy do starcia o trofeum, ale niech to wszystko ma ręce i nogi i jeżeli ma być ktoś kto z miejsca przeskoczy pozostałe nazwiska w rankingu to niech chociaż będzie to nazwisko, które przyciągnie kibiców na trybuny, zwiększy ilość sprzedanych PPV czy choć osobiście za tym nie przepadam, zapewni jakiś trash talk i nakręci hype na zestawienie.

Zamiast tego do KSW trafia zawodnik, który został znokautowany w 2015 roku, wrócił na jedną walkę w 2019 roku, pojedynek ten ostatecznie uznano za no contest po faulu rywala, a następnie Duffee jak sam powiedział „zaszył się w ciemnościach UFC Performance Institute” i poddał się ponownej operacji kolana po tym jak podczas poprzedniej lekarze uszkodzili mu nerw.

Żal w tym wszystkim naszych wyśmienitych zawodników, którzy Overeema czy innego Oleinika potraktowaliby zapewne jako wartość dodaną i cieszyliby się, że mają okazję do występu na jednej karcie z tak znanym nazwiskiem, a teraz zapewne w wywiadach na łamach branżowych mediów przyjdzie im odpowiadać na pytania czy stawiają na wygraną Phila de Friesa czy Todda Duffee. Nie wspominając już o ciężkiej pracy, którą Polacy wykonali w drodze po najwyższe laury…

Zostaw ocenę
0
0