

W miniony weekend Belal Muhammad stoczył kolejną walkę i przedłużył swoją serię do 10. bez przegranej. Amerykanin czuje się teraz niezwykle pewny siebie.
„Remember the Name” na zaledwie kilka tygodni przed UFC 288 zgodził się przyjąć pojedynek z Gilbertem Burnsem i to mimo trwającego wówczas ramadanu. Dla Brazylijczyka z kolei było to już 3. starcie w tym roku, ale tym razem nie zakończył go z ręką w górze.
Po 25. minutach Belal Muhammad wygrał jednogłośnym werdyktem i zapewnił sobie walkę o pas kategorii półśredniej w najbliższej przyszłości. O ile „Durinho” nie stanowił mu żadnego problemu, o tyle fani w Prudential Center głośno buczeli. Zawodnik uważa jednak, że zamknął usta wszystkim krytykom i hejterom, o czym opowiedział na konferencji.
„Mówiłem wam to – jestem najlepszym półśrednim na świecie. Wyjść z 3-tygodniowym obozem do takiego rywala, jak Gilbert Burns, po ramadanie… nie wiecie, co przeszedłem. Kocham mój zespół. Wiem, że wierzymy w siebie nawzajem, w Boga i pokonamy każdą przeszkodę.”
Teraz Muhammad musi tylko zaczekać na wynik mistrzowskiego pojedynku Edwards vs Covington. Zapytany o wymarzonego przeciwnika z tej dwójki Belal nie ukrywał, że chciałby wreszcie domknąć historię z Leonem. Panowie spotkali się przed dwoma laty, ale ich walka szybko zakończyła się przez No Contest po przypadkowym palcu w oko.
„Mam niedokończone sprawy z Leonem Edwardsem. Pokonał GOAT’a, ma najdłuższą serię wygranych. Odebranie mu pasa, zwłaszcza mając w pamięci ostatni pojedynek i to, że cieszył się po decyzji, będzie słodkie. Obaj mogą posmakować mych pięści.”
„Latami czekałem na tego gościa [Covingtona]. Od kiedy dostałem się do UFC mam ochotę walnąć go w twarz. Ta jego gęba, ma po prostu taką twarz, że chcesz ją walnąć. Colby jest też gościem, który po zdobyciu pasa będzie chciał odpocząć przez 2 lata, nie zdziwi mnie to. Ile on nie walczył, półtorej roku? Nie należy do najaktywniejszych zawodników…”