Na oficjalnej stronie internetowej federacji KSW pojawił się bardzo długi artykuł poświęcony Mamedowi. Jest to dobra okazja dla wszystkich, aby przypomnieć sobie historię żywej legendy federacji KSW.
Mamed Khalidov już w grudniu stoczy swój 46. pojedynek w zawodowym MMA. Gdy zaczynał przygodę z tym sportem, nic nie wskazywało na to, że zajdzie w nim na sam szczyt, a na początku drogi pojawił się nawet moment, w którym Khalidov myślał o rezygnacji z walczenia.
Historia Mameda Khalidova to nie tylko historia żyjącej legendy świata mieszanych sztuk walki, ale również historia rozwoju tej dyscypliny sportu w Polsce. Początki Mameda w MMA sięgają bowiem roku 2004. Natomiast początki przygody związanej ze sztukami walki to jego czasy szkolne. Jeszcze mieszkając w Czeczenii Mamed trenował amatorsko kung-fu i karate, ale dopiero w Polsce zaczął rozwijać się mocniej w świecie sportów walki.
– Tak naprawdę dopiero gdy przyjechałem do Olsztyna zacząłem między zajęciami na studiach chodzić na taekwondo i zapasy – wspomina Mamed. – Robiłem to jednak po prostu dla siebie, żeby być w formie. Natomiast samo MMA od zawsze bardzo mi się podobało. Gdy więc w 2003 roku w Olsztynie otworzył się klub Arrachion, od razu do niego poszedłem i mając 23 lata przeszedłem na zawodowstwo.
Cały czas sporty walki były jednak głównie jego pasją, a nie zawodową drogą życia. Początek profesjonalnych konfrontacji nie był też łatwy, Mamed przegrał w debiucie przez techniczny nokaut, a w drugim starciu został poddany. Kolejne trzy pojedynki przyniosły same wygrane, ale we wrześniu roku 2005 Mamed ponownie musiał uznać wyższość przeciwnika. To wówczas pojawiły się myśli o rezygnacji z kariery w MMA.
– Po trzeciej przegranej walce na Litwie myślałem nawet, żeby zrezygnować. Na szczęście miałem przy sobie mądrych trenerów, którzy powiedzieli mi, że to jest dopiero początek i dopiero uczymy się tego sportu. MMA przecież wówczas raczkowało, a ja wcześniej zawodowo nie startowałem w żadnym sporcie. Później zacząłem wygrywać i w ogóle nie zdawałem sobie sprawy, że to w przyszłości tak bardzo się rozwinie. Na początku cieszyłem się tym sportem, tym, że trenuję. To była moja pasja. Oddawałem całe serce tej dyscyplinie. Oczywiście nie byłem z tym wszystkim sam. Dzięki Bogu trafiłem na fajnych ludzi dookoła. Była więc moja rodzina i trenerzy, którzy pomogli mi w tym, aby wytrwać i dalej to robić. To wszystko przyniosło później swoje owoce.
Trzecia przegrana okazała się jednak punktem zwrotnym w karierze Mameda, który w kolejnych pojedynkach coraz mocniej pokazywał na co go stać i przez następne cztery lata pozostawał niepokonany. W tym czasie stoczył 18 bojów, z których 17 wygrał, a jeden zremisował.